Przejdź do treści strony

Nauka za granicą | Studia bez tajemnic

Jak opłacić studia doktoranckie na Harvardzie?

Pośród olbrzymiej ilości problemów i problemików, z którymi przyszły student doktorancki musi się zmagać istnieje jeden, jak ważny wyjątek od reguły. O finansowanie studiów doktoranckich na Harvardzie jak i wielu innych uczelniach amerykańskich martwić się nie trzeba. Wynika to z zarówno polityki imigracyjnej USA jak i postępowań rekrutacyjnych poszczególnych uczelni.


Przepisy wizowe
Zgodnie z prawem imigracyjnym żaden obcokrajowiec nie może być przyjęty na studia na wizie F-1 lub J-1 bez zapewnionego pełnego finansowania czesnego jak i kosztów życia na całą długość studiów w USA. W praktyce wygląda to tak, że po zaakceptowaniu oferty uczelni (np. w Harvardzie po odwiedzeniu uniwersytetu w ramach Open House) instytucja przysyła specjalny formularz (I-20 dla wizy F-1 lub DS-2019 dla J-1) na którym jest szczegółowo opisana forma i wysokość wynagrodzenia dla studenta. Dopiero z tym dokumentem i paszportem można się ubiegać o wize w ambasadzie USA.

Pieniądze mogą pochodzić albo od studenta (w postaci oszczędności, kredytu albo stypendium zdobytego w kraju pochodzenia np. stypendium Fulbrighta) albo od uniwersytetu (patrz niżej). W każdym razie w momencie akceptacji oferty źródło finansowania już jest dawno znalezione. Innymi słowy przyjęcie na doktorat i finansowanie tego doktoratu jest zawarte w tym samym pakiecie.

Kiedy student sam znajduje źródło finansowania w swoim kraju pochodzenia (np. Niemcy mają wspaniały program stypendialny dla studentów podyplomowych, który może być wykorzystany gdziekolwiek na świecie; z tego co wiem Portugalia i Grecja miały w pewnym okresie podobne fundusze stypendialne) to kwestia ta jest automatycznie załatwiona. Kiedy jednak pieniądze pochodzą ze źródeł uniwersyteckich to mogą się pojawić w naszej kieszeni na trzy różne sposoby: stypendium, pensji za nauczanie lub wynagrodzenia za badania.

Na początek

Fellowship/Studentship / Stipend - stypendium
Jest to najbardziej pożądana forma otrzymywania pieniędzy ponieważ technicznie nie wiąże się z żadnymi czasochłonnymi obowiązkami. Jest to klasyczne stypendium przyznawane na określony czas (od roku do nawet pięciu lub więcej lat) i jedynym wymaganiem jest to aby student był w tzw. „good standing” tj. uczęszczał na odpowiednią liczbę zajęć (lub poświęcał ten czas na badania) i otrzymywał z nich w miarę przyzwoite oceny. Ta forma finansowania pozwala na najbardziej elastyczne zagospodarowanie czasu i prowadzenia badań.

Przy okazji omawiania stypendiów uczelnianych warto wspomnieć o stypendiach pochodzących spoza uniwersytetu, które są o tyle atrakcyjniejsze ponieważ trwają przez 3 do 4 lat zamiast 1 do 2 lat w przypadku uczelnianych stypendiów (patrz niżej). Stypendia te pochodzą z dwóch źródeł: rządowych (np. NSF Fellowship z National Science Foundation lub Department of Energy Fellowship) lub prywatnych (Gates Fellowship, Hertz Fellowship i wiele, wiele innych). Wspominam o nich poniekąd tak na marginesie ponieważ niestety niedostępne są dla obcokrajowców. Pieniądze rządowe mogą fundować tylko obywateli USA z powodu ksenofobicznego ustawodawstwa dość powszechnego w tym kraju. Stypendia prywatne są dostępne tylko dla obywateli USA z powodu życzenia fundatora (Hertz Foundation) albo ponieważ podobne stypendium dla obcokrajowców dostępne jest tylko poprzez aplikację w innym kraju (np. aby Polak dostał Fulbright Fellowship musi złożyć aplikację w Polsce; podobnie ma się sprawa z Kennedy Fellowship w Wielkiej Brytanii dla Anglików; z kolei Gates Fellowship jest dostępny dla wszystkich narodowości ale tylko dla osób studiujących w Cambridge University w Anglii). Mimo że stypendia te nie są dostępne dla Polaków warto o nich wiedzieć, ponieważ jest to bardzo popularne źródło finansowania dla doktorantów na najlepszych uczelniach w Stanach (w Harvardzie w szczególności) i większość osób przynajmniej o nich słyszała.

Powracając do stypendiów uniwersyteckich (dostępnych dla wszystkich aplikantów w tym i Polaków) warto zaznaczyć, że one także pochodzą ze źródeł prywatnych, tak jak większość pieniędzy, którymi prywatne uczelnie (np. Harvard) dysponują. Zwykle wygląda to tak, że absolwent uczelni po dorobieniu się albo postanawia przekazać pieniądze dla uczelni albo zapisuje część swego spadku w testamencie dla uczelni (pozwala to uniknąć sporej części podatku spadkowego) ale zawsze zapisuje konkretnie na co pieniądze powinny zostać wykorzystane. I tak na przykład Edward Purcell – noblista z fizyki z 1952 roku i profesor Uniwersytetu Harvarda ufundował Purcell Fellowship dla wszystkich doktorantów na pierwszym roku, a z kolei niedawno David Rockefeller (absolwent Harvarda z 1936) przekazał zawrotną sumę 100 milionów dolarów przede wszystkim na sfinansowanie wyjazdów i pobytów zagranicznych dla studentów licencjackich (z tego co się orientuję każdy student pierwszego stopnia ma dostęp do 20-30 tysięcy dollarów na sfinansowanie takiego wyjazdu i wiele osób spędza jeden rok w dzikich krajach w Azji lub Europie). Cały dobytek (tzw. endowment) Harvardu wziął się właśnie z takich darowizn i obecnie osiągnął poziom około 35 miliardów dolarów (najwięcej na całym świecie).

Na początek

Research Assistanceship (RA) – etat naukowy
Jest to druga forma finansowania doktorantów na Harvardzie i wielu innych uniwersytetach. Źródłem pieniędzy w tym przypadku jest grant profesora u którego student robi doktorat. Jest to szczególnie popularne w naukach eksperymentalnych (nauki biologiczne, chemiczne, doświadczalna fizyka), a także w naukach stosowanych (inżynierie różnego rodzaju, numeryczna matematyka/fizyka), czyli wszędzie tam, gdzie do doświadczeń i badań potrzebni są ludzie do ich prowadzenia, a także duże pieniądze na preparaty i instrumenty pomiarowe. Pensja doktoranta (około 30000 dolarów rocznie) w porównaniu z kosztem doświadczeń jest prawie niezauważalna i dlatego w ww. dziedzinach jest to domyślne źródło finansowania i nie ma problemu z podażą. W innych naukach (fizyka teoretyczna, humanistyka i tzw. nauki społeczne) do badań nie potrzebują już znacznych środków (albo w ogóle) i przez to granty jeżeli istnieją to rzadko pokrywają pensję dla doktoranta.

Podczas gdy stypendium posiada tylko zalety (oprócz krótkotrwałości i trudności z otrzymaniem) to już RA posiada i zalety i wady. Zaletą niewątpliwie jest to, że pieniądze dostajemy za pracę nad doktoratem. W każdym przypadku doktoranci z RA otrzymują je od swojego promotora w zamian za wydajną prace nad badaniami promotora, które jednocześnie stanowią część (lub całość) doktoratu. Wszyscy więc zyskują. Istnieje jednak pewna subtelna wada tego źródła finansowania. Pieniądze są związują studenta zarówno z konkretnym profesorem jak i projektem badawczym. Wszystko dobrze działa dopóki student nie znudzi się projektem lub nie wyniknie konflikt między profesorem i studentem. Wówczas student pragnący odejść z grupy badawczej nie tylko będzie musiał znaleźć nowego promotora i projekt ale także rozglądać się za pieniędzmi (zwykle w formie RA od innego profesora). Problem ten jest poniekąd rozwiązany w trzeciej formie finansowania.<

Na początek

Teaching Assistanceship/Teaching Fellowship (TA/TF) – etat nauczycielski
Prawdopodobnie najmniej atrakcyjna opcja finansowania doktoratu (poza brakiem finansowania). Pieniądze pochodzą od uniwersytetu (a dokładniej – od college'u, czyli części uniwersytetu odpowiedzialnej za nauczanie zwykłych studentów) w zamian za pełnienie funkcji TA (na Harvardzie zwanego z nieznanej przyczyny TF). Praca ta (jak na moje rozumienie polskiego systemu szkolnictwa wyższego) jest do pewnego stopnia podobna do doktoranta prowadzącego tzw. ćwiczenia.

Obowiązki TA i ilość czasu, którą trzeba tygodniowo poświęcić silnie zależy nie tylko od dziedziny (humanistyka/nauki ścisłe), poziomu wykładu (wstęp do fizyki/teoria materii skondensowanej dla doktorantów) ale także profesora, który w danym roku prowadzi zajęcia oraz uwarunkowań administracyjnych w danym semestrze. Dla przykładu moje doświadczenie z prowadzenia ćwiczeń na wykładach Physics 11a – wstęp do mechaniki klasycznej dla inżynierów (poziom dobrej klasy z fizyki w lepszych polskich liceach z rachunkiem różniczkowym i całkowym) było następujące:

  • wykłady – musiałem być obecny na wszystkich wykładach z fizyki 11a, teoretycznie aby wiedzieć dokładnie co się dzieje na kursie i czy muszę poświęcić dodatkowy czas na wytłumaczenie niejasności. W praktyce obecność TA na wykładach jest odnotowana fizycznie, lecz nie umysłowo – większość z nas poświęca ten czas na ocenianie prac domowych, czytanie publikacji, odpowiadanie na maile itp. Łącznie: 3 godziny tygodniowo.
  • sekcje (section, też czasami nazywane recitation) – czyli ćwiczenia, na których rozwiązuję ze studentami kilka zadań w celu skierowania ich na właściwy trop na ich pracy domowej. Nauczałem dwie grupy po około piętnaścioro studentów w każdej po 1,5 godziny, czyli łącznie 3 godziny tygodniowo. Do zajęć zwykle wypadało się przygotować co zabierało dodatkowe 1-2 godzin.
  • office hours – czyli konsultacje (?; zabawne, że w Cambridge w Anglii mawiają na to 'surgery hours') tj. ustalony czas w tygodniu kiedy muszę być dostępny dla studentów, żeby mogli zadawać indywidualnie pytania związane z kursem. Dwie godziny w tygodniu.
  • grading– ocenianie zadań domowych studentów. Dla 30 studentów zajmowało mi zwykle około czterech godzin.
  • administracja – czyli TF meetings tygodniowe spotkania z innymi TA i z profesorem w celu rozwiązania organizacyjnych problemów – jedna godzina.

Oprócz tych obowiązków dochodzi oczywiście odpowadanie na emaile studentów, dodatkowe zajęcia dla osób które pozostają w tyle, przygotowywanie rozwiązań prac domowych itp. Łącznie oceniam, że nauczanie zabierało mi około 20 godzin.

Ten rozkład zajęć nie był stały w czasie – kilka razy w semestrze organizowane były egzaminy, które nie tylko trzeba było przygotować, ale później ocenić i jeszcze zorganizować sesje powtórkowe na których były prezentowane przykładowe zadania egzaminacyjne.

Jest to tylko przykład – wiele kursów różni się diametralnie. Na wielu profesor chce mieć więcej kontroli nad zadaniami i za każdym razem sam przygotowuje rozwiązania. Na naszym kursie 11a w drugiej połowie zatrudniliśmy graderów – troje zaawansowanych studentów fizyki (pierwszego stopnia), którym było płacone za ocenianie prac domowych. Z kolei na wykładach dla doktorantów w ogóle nie ma sekcji, a prace domowe organizowane są rzadziej.

I to nie koniec. Istnieje wiele pracy dla TA jako demonstratorzy w laboratoriach – grafik zajęć i zadania są zupełnie inne niż w przypadku tradycyjnego TA. Na dodatek na wielu większych kursach (zwykle wstępnych – 11a jest dobrym przykładem) jeden z TA pełni rolę Head TA – w zamian za zmniejszoną liczbę godzin nauczania otrzymuje wiele zadań administratora kursu (organizowanie godzin zajęć, wynajmowanie sal, prowadzenie precyzyjnych zapisów ocen itp.).

W końcu powyższa różnorodność dotyczy fizyki. Inne dziedziny zapewne wiele dzielą z doświadczeniami fizyków, ale już nauczanie na przedmiotach humanistycznych jest bardzo inne. Zamiast rozwiązywania zadań i sekcji – jest tam raczej czytanie i ocenianie esejów/wypracowań studentów.

Mimo iż 20 gdzin tygodniowo nie brzmi jak wiele to w porównaniu ze studentami otrzymującymi RA albo stypendium czasu na badania zostaje naprawdę niewiele. W zależności od motywacji i organizacji doktoranta można jednak wykonać spore postępy – wymaga to po prostu więcej wysiłku. Jest to właśnie jeden z tych czynników, które pośrednio prowadzą do wydłużenia doktoratów na uczelniach w USA.

Najbardziej soczysty szczegół dotyczący stypendium dla doktoranta na Harvardzie – jego wysokość – zostawiłem na koniec. Ciekawostka jest taka, że nie ważne jaki tryb finansowania utrzymuje doktoranta (stypendium, TA czy RA) zarobki są takie same. W pierwszych dwóch latach jest to około 2400 dolarów miesięcznie (corocznie indeksowane o inflację, a dokładniej CPI) przed opodatkowaniem. Po trzecim roku stawka wzrasta o około 15-20%.

Czy to wystarcza na życie? Krótka odpowiedź – oczywiście! Mimo że koszty życia są wysokie w regionie bostońskim np. zakwaterowanie kosztuje w okolicach 700 dolarów, na podatki (różnego rodzaju – a wierz mi jest ich tutaj sporo) kolejne 400. Na jedzenie można wydać 300-500 dolarów miesięcznie. Zostaje na czysto 800-1000 dolarów co miesiąc prowadząc życie wygodne, ale nie huczne ;) (zamiast imprezowania siedzę i piszę ten przewodnik ;P ).

Jak już wspomniałem wcześniej w typowym przypadku całe studia są sfinansowane z kombinacji powyższych opcji. Dokładnie jaka to jest kombinacja zależy od wydziału. Wspólną cechą jest to, że jak student zostanie przyjęty na doktorat to wydział gwarantuje finansowanie przez określony czas (w przypadku fizyki – 6 lat), a także mniejsze zobowiązania co do formy finansowania (oczywiście po tych sześciu latach na fizyce studenta nie wyrzucają; jeśli student ma dobre powody aby zostać to zwykle nie ma ku temu przeszkód; dobrymi powodami mogą być opublikowanie kolejnych prac badawczych z bardzo udanego projektu – tak też co jakiś czas pojawia się zdolny człowiek, który jest już doktorantem ósmy rok). I tak dla przykładu:

  • Wydział Fizyki – na pierwszym roku wszyscy z automatu dostają stypendium Purcell Fellowship, później doświadczalnicy z reguły dostają RA w grupach badawczych, a teoretycy TA do momentu kiedy nie znajdą promotora i wówczas każdego roku muszą przepracować semestr TA i semestr RA.
  • Wydział Chemii – pierwszy semestr stypendium, drugi semestr TA, a później obowiązkowo muszą otrzymać RA (z wyjątkiem jednego z semestrów na drugim roku kiedy muszą uczyć – TA)
  • Humanistyka – pierwsze dwa lata stypendium (wówczas większość studentów zalicza przedmioty i języki), a potem domyślnie TA z wyjątkiem ostatniego roku kiedy zwykle można otrzymać dissertation award – specjalne jednoroczne stypendium aby doktorant mógł dokończyć dysertację.

I na sam koniec moja opinia na temat dość logicznego pytania: kiedy łatwiej się dostać na doktorat na Harvardzie – z własnym finansowaniem (np. Fulbright albo oszczędności)? To pytanie wydaje mi się jest niepoprawnie lub nierealistycznie postawione. Co się tyczy oszczędności to nie poznałem jeszcze osoby nawet na tak bogatym uniwersytecie, która za własne pieniądze (lub pieniądze swoich rodziców robiłaby doktorat). Jednak jeśli założymy, że faktycznie ktoś ma szczęście posiadać 60000 dolarów (czesne plus koszty życia) na kolejne 4-5 lat w skarpecie to nie sądzę, aby to w jakikolwiek sposób wpłynęło na decyzję profesorów.

Aby przekonać się o racjonalności tej opinii powinniśmy wiedzieć, że podczas rekrutacji na renomowanej uczelni (tzn. na brak kandydatów dobrej lub najlepszej jakości nie narzekają) profesorowie mogą napotkać dwa ograniczenia: finansowe i logistyczne. Pierwsze jest oczywiste – jest tylko ograniczona ilość pieniędzy i możemy z tego sfinansować X doktorantów. Druga jest mniej oczywista – maksymalna liczba doktorantów dla których mogą znaleźć się promotorzy. Pierwsze ograniczenie nie dotyczy Harvardu z dwóch powodów. Pierwszy to 35 miliardów dolarów którymi uczelnia dysponuje. I mimo iż nie oznacza to, że na koszta nikt nie patrzy (z praktyki jednak – faktycznie nikt nie patrzy na wydziale do momentu kiedy z centrali ich nie przywołają do porządku) to wiadomo, że zawsze jest ta rezerwa, którą w wyjątkowych wypadkach można wynegocjować (np. 10 absolutnych geniuszów właśnie złożyło papiery i _musimy_ ich przyjąć). Dodatkową elastyczność wprowadza fakt, że jeśli w danym roku przyjęta zostanie nadwyżka studentów (tak się stało na moim roku – 2008 – przyjęto 34 osoby na fizykę) to w następnym ta liczba może zostać zredukowana (w 2009 przyjęto już tylko 20).

Jeśli kandydat posiada dużą rezerwę gotówki na studia (czyli około ćwierć miliona dolarów) to mogłoby to pomóc na kierunkach i uniwersytetach gdzie faktycznie gotówki brakuje (np. kierunki humanistyczne, uczelnia UC Berekley). Oczywiście kandydat wciąż powinien być obiecujący. Gotówka niestety nie pomaga w drugim ograniczeniu. W ostatniej fazie rekrutacji zainteresowani profesorowie siadają na spotkaniu i starają się przekonać innych, że student, którego sobie upodobali powinien zostać przyjęty. Jeśli więc nasz bogaty kandydat nie wzbudzi zainteresowania w żadnym z profesorów to pieniądze mu nie pomogą. Liczba profesorów w porównaniu z możliwościami finansowymi uniwersytetu jest tak mała, że na tę garstkę studentów, którą co roku przyjmuje uniwersytet zawsze znajdą się pieniądze.

Na początek

Praca
Niestety praca nie jest alternatywą. Zgodnie z prawem imigracyjnym student na wizie F-1 może pracować co najwyżej 20 godzin tygodniowo w ciągu roku akademickiego (40 godzin w wakacje) i to tylko na terenie uniwersytetu. Czy będzie to praca w kafeterii (za marne grosze) czy TF albo RA to nie ważne. Złamanie tego zakazu skutkuje natychmiastową deportacją zakazem wstępu na 10 lat na terytorium USA. To właśnie zostało z Amerykańskiego Snu.

Na początek

Wróć na górę strony